sobota, 4 maja 2013

Rozdział trzeci

 

Rozdział trzeci- wybawca oraz wspomnienia, niekoniecznie historia usłana różami.

Budzik zadzwonił skutecznie wyrywając mnie ze snu. Przekręciłam się na drugi bok i go wyłączyłam. Zegarek wskazywał godzinę jedenastą. Po co siedziałam do drugiej?, zapytałam sama siebie w myślach. Nie lubiłam spać, według mnie to strata czasu, ale mój organizm musi odpoczywać. Wstałam i podeszłam do szafy. Wyciągnęłam z niej ciuchy, które miałam wczoraj w czasie przejażdżki na Utsu. Nie były brudne. Weszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic razem z myciem włosów. Opuściłam kabinę, związałam włosy i się ubrałam.
Zeszłam na dół, do kuchni. Na stole leżała kartka. Zaciekawiona wzięłam ją i przeczytałam.

Pojechaliśmy z Jiro do Izumo, będziemy wieczorem.

 Sadako & Minoru

Dla wyjaśnienia, Minoru to mój ojciec. No nic, pomyślałam. Reitsu rządzi, dopóki nie wrócą. Odłożyłam kartkę na miejsce. Z szafki i lodówki wyciągnęłam nutellę i masło. Za pół godziny musiałam wyjść, żeby być około dwunastej nad jeziorem. Obiecałam wczoraj dzieciom, że przyjadę w południe, więc to zrobię. I tak nie mam, co robić. Ren dzisiaj gdzieś pojechał, Kiyoko umówiła się z koleżanką w kinie, z Reitsu nie mam nic do roboty, a chłopaki dzisiaj mają zawody konne. Może im pokibicuję?, spytałam się w myślach. W końcu jestem ich starszą siostrą, powinnam ich wspierać. Zawody mają o czwartej, więc posiedzę trochę nad jeziorem, zdecydowałam. Wyjęłam chleb i zaczęłam go smarować, najpierw masłem, potem nutellą. Gdy kanapki były gotowe, zjadłam je i po sobie posprzątałam. Wzięłam jeszcze trzy jabłka i butelkę wody, po czym wyszłam z domu zakładając wysokie buty do jazdy konnej. Gdy weszłam do stajni, od razu zaczęłam wyprowadzać Utsu. Wokół mnie kręcili się ludzie- z jednej strony naszej stajni jest nasze podwórko, z drugiej reszta stadniny należącej do mojego taty. Czasami, gdy nie mam, co robić pomagam w stadninie, albo uczę, lub prowadzę konie z dziećmi. Wiecie, że dziecko siedzi w siodle, a ja łażę z koniem. Oczywiście dostaję za to kasę.
Wyszłam z Utsu przed stajnię ze strony stadniny, bo nikt nie otworzył drzwi dla koni z drugiej strony, a ja nie umiem tego zrobić. W sumie, to nie przeszkadza mi to.
Przywiązałam konia do rurki i zajęłam się jego czyszczeniem.
- Katsu-chan.- odezwał się głos w dole po mojej lewej. Spojrzałam tam. Obok mnie stała mała dziewczynka.
- Tak, Kin-chan?- spytałam kucając przy dziecku.
- Weźmiesz mnie dzisiaj na przejażdżkę?
- Niestety nie.- uśmiechnęłam się.- Zaraz jadę nad jezioro, a później na zawody do moich braci.
- A jutro?
Zamyśliłam się.
- Jutro przyjdę po szkole do stadniny, więc mogę cię oprowadzić.
- Dziękuję, Katsu-chan!
Uśmiechnięta Kin wróciła do swojego brata, Kojiego, który pracował tu jako instruktor. Czasem przychodziła jego siostra, nikt jej tego nie zabraniał, nie przeszkadzała nikomu, często nawet pomagała. Gdy Koji zobaczył, że na niego patrzę, pomachał mi. Odmachałam mu i dokończyłam czyszczenie Utsu. Po chwili odeszłam od konia i wróciłam do stajni. Wzięłam siodło i toczek - który od razu założyłam - i podeszłam do konia. Zarzuciłam je na jego grzbiet i zapięłam.
- Oi, Koji!- krzyknęłam w stronę brata Kin.
Podszedł do mnie razem z siostrą, która wciąż się uśmiechała.
- O co chodzi, Katsumi?- spytał mnie Koji.
- Ustawisz mi strzemiona?
- Jasne.
Weszłam na konia i włożyłam nogi w strzemiona, Koji dopasował mi ich długość.
- Dzięki.- powiedziałam.- Podasz mi jeszcze tamte jabłka i wodę?
Koji spełnił moją prośbę. Owoce razem z butelką włożyłam do moich "juków".
- Wielkie dzięki. Do zobaczenia.
- Spoko. Cześć.
Koji z Kin wrócili do stajni, a ja powoli stepem wyjechałam z terenu stadniny. Postanowiłam pojechać inną drogą, przez pola. Gdy tylko byłam na wolnym terenie przyśpieszyłam. Puściłam lejce i podniosłam ręce do góry. Roześmiałam się. Nie wiem, jak to wytłumaczyć, ale galopując na koniu przez pola, z rękoma w górze czułam się taka... wolna. Zapomniałam o wszystkich zmartwieniach, o przeprowadzce. Zaskoczona i lekko przestraszona nagłym stanięciem konia szybko złapałam lejce i się rozejrzałam. Czemu Utsu stanął? Bo zobaczył królika.
No bez jaj!
Skierowałam konia w stronę jeziora i podjechałam do zbiornika stepem. Wokół wody nikogo nie było. Zdziwiona spojrzałam za zegarek. Wpół do dwunastej. Czemu nikogo nie ma?, zastanowiłam się. Dzisiaj nie było żadnego święta... chyba. Nic mi się nie przypominało. Może festiwal? Nie.
No nic, pomyślałam. Pojeżdżę sobie i wrócę po dwunastej.
Zawróciłam konia.
- Oi, Katsumi!- ktoś mnie zawołał drwiącym głosem, który od razu rozpoznałam. Tylko nie on, pomyślałam.
Odwróciłam konia w stronę głosu. Przede mną stała trójka chłopaków. Byli dobrze zbudowani. Jeden z nich, stojący po środku miał blond włosy, a jego towarzysze czarne. Ucieknę im, pomyślałam. Mam konia, nie dogonią mnie. No, kiedyś trzeba mieć przewagę.
- Czego chcesz, Eiji?- warknęłam.
- Dobrze wiesz, czego chcę, Katsu.
Zacisnęłam ręce na lejcach gotowa w każdej chwili zacząć galopować. W głowie miałam jedno pytanie: czemu ich nie zauważyłam wcześniej?
- Dobrze wiesz, że nie dam ci tego.
- Ale czemu? Przecież to korzystny układ...
- Dla ciebie może tak.- warknęłam.
Eiji i jego towarzysze zaczęli się do mnie zbliżać.
- Czemu nie odpuścisz?- zapytał.- Hime?- Dodał po chwili.
Zacisnęłam zęby. Już chciałam mu odpyskować, ale siwy koń wjechał między mnie, a bandę Eijiego.
- Nie bądź natarczywy, Eiji. Katsu nie chce, nie widzisz?- powiedział jeździec konia.
- Spadaj.- odwarknął blondyn.- To sprawa moja i Katsu.
Siwy koń stał do mnie tyłem, a przodem do bandy Eijiego.
- Ale jednak się wtrącę.- odpowiedział spokojnym głosem jeździec siwka.
- Dobra, chłopaki, spadamy.- powiedział po chwili ciszy Eiji do brunetów.- Wrócę, Katsu.- Wysyczał do mnie.
- Och, spadaj.- warknęłam.
Eiji odszedł ze swoją bandą. Siwek się nie odwracał. Rozluźniłam dłonie, które zaciskałam w pięści.
- Arigatou.- powiedziałam do mojego wybawcy po chwili ciszy.
Siwek się odwrócił. Zobaczyłam jego jeźdźca. Zachłysnęłam się.
- Nie ma za co.- powiedział z szerokim uśmiechem.
- Sadatake, co ty tu robisz?- spytałam.
- Nie mów do mnie tak.- burknął nadymając zabawnie policzki.
- Dobrze, dobrze.- roześmiałam się.- Tak więc, co tu robisz, Taki?- spytałam ponownie akcentując ostatnie słowo. Była to ksywka Sadatakiego, on nie przepadał za swoim imieniem.
- Pomagałem.- odparł chłopak zsiadając z konia. Zrobiłam to samo.
- Poradziłabym sobie.
- Czy ja mówię, że nie?
Uwiązaliśmy konie tak, żeby nie uciekły i usiedliśmy na jednej z ławek.
- Nie musiałeś tego robić.- powiedziałam cicho patrząc w jezioro, byle nie na twarz Sadatakiego.
Powód? Proszę: jestem w nim zakochana od roku. Wiem jednak, że nic z tego nie będzie, z resztą do niedawna Taki miał jeszcze dziewczynę. Z resztą, po wakacjach przestaniemy się widywać. To może coś o nim? Jest w moim wieku, jest wysoki, ma blond kręcone włosy i niebieskie oczy. No, to tyle.
- No co?- spytał rozbawiony.- Masz mi za złe, że uratowałem cię przed Eijim?
- Nie, ale...- nie wiedziałam, co powiedzieć.
- Czego on chciał?- spojrzałam na niego ukradkiem. Opierał się o stół, patrzył w niebo.
- Chciał, żebym przegrała.- odparłam podciągając nogi pod brodę.- Od roku brat Eijiego jest ode mnie gorszy w wyścigach. Zawsze jest na miejscu pode mną.
- Eiji się troszczy o braciszka?
- Ten braciszek jest starszy, po prostu złość na mnie wyładowuje na Eijim.
- Bije go?
- Tak.
Zapadła cisza. Czułam, że Sadataki mi się przyglądał.
- Katsu?- spytał.
- Tak?- odpowiedziałam pytaniem patrząc ciągle na wodę.
- Mam...- Sadataki się zamyślił.- pytanie.
- Tak?- powtórzyłam.
- Kiedyś ty i Ren byliście skłóceni, nie przepadaliście za sobą, a teraz jesteście najlepszymi przyjaciółmi. Co się wydarzyło?
- Ren ... on uratował mi życie.- odpowiedziałam, po czym zaczęłam opowiadać Sadatakiemu naszą historię.

Pięcioletnia ja szłam chodnikiem trzymając mamę za rękę. Po chwili spaceru doszłyśmy do naszego celu- placu zabaw. Puściłam moją rodzicielkę i wbiegłam na jego teren, a kobieta usiadła na ławce i wyciągnęła gazetę, którą zaczęła czytać. Na placu było kilka osób- pięcioletni Sadataki z młodszą o rok siostrą, trójka dzieci, które znałam tylko z widzenia i Ren z dwoma przyjaciółmi. Brązowowłosy, gdy tylko mnie zobaczył, powiedział głośno:
- Popatrzcie, kogo tu mamy! Nasza księżniczka zaszczyciła nas swoją obecnością.- jego przyjaciele się zaśmiali.
Burknęłam coś niezrozumiałego i podeszłam do Sadatakiego, który razem z siostrą się mi przypatrywał.
- Cześć, Katsu-chan.- przywitali się ze mną.
- Cześć, Sadataki-kun, Sumiko-chan. Mogę się z wami pobawić?
- Nie musisz się pytać, Katsu-chan!- zaśmiała się czteroletnia blondynka, Sumiko.
- Dziękuję.- uśmiechnęłam się.
Jak to dzieci, szybko się zajęliśmy zabawą i nawet nie zauważyliśmy, gdy Sumiko i Sadataki musieli już iść. Pożegnaliśmy się, a ja podeszłam do mojej mamy.
- Tak, skarbie?- spytała mnie moja rodzicielka.
- Pójdziesz po soczek?- spytałam robiąc słodkie oczka.
- Jasne, skarbie.- moja mama się uśmiechnęła.- Nie wychodź z placu.
- Oczywiście.- odwzajemniłam gest.- Dziękuję!
Wróciłam do piaskownicy i zaczęłam się bawić, jak to dziecko nie potrzebowałam niczego, wystarczał mi piasek. Mama w tym czasie wyszła z placu zabaw.
- Hej, dzieci!- rozległ się głos pani, która zarządzała placem zabaw.- Musicie iść, zamykam już.
Nasza czwórka- ja, Ren i dwójka nieznajomych mi dzieci- wykonaliśmy polecenie. Reszta osób już się rozeszła. Po chwili nieznajome dzieci odeszły, zostałam ja z Renem. Chłopak założył ręce na kark i zaczął iść w tylko sobie znaną stronę. Gdy tylko zobaczył, że ja się nie ruszyłam, odwrócił zdziwiony głowę w moją stronę.
- Hę? Księżniczka nie idzie?- jego ton nadal był drwiący.
- Nie. Czekam na mamę, poszła po soczek dla mnie.- odpowiedziałam.
- Jak tam księżniczka sobie życzy.- wzruszył ramionami i poszedł dalej.
Momentalnie spanikowałam.
- Czekaj!- krzyknęłam na Renem.
- Hę?- spytał się odwracając w moją stronę głowę.
- Nie zostawiaj mnie, proszę!- ukłoniłam się lekko w jego stronę.
Ren chyba zrozumiał, że nie jestem taką paniusią, księżniczką, tylko zwykłą dziewczynką. To, że moi rodzice byli bogatsi od innych nie zależało ode mnie. Brązowowłosy uśmiechnął się do mnie ciepło, po czym powiedział czułym głosem:
- To może pójdziemy do twojej mamy?
- Hmy... tak, proszę!- lekko się ukłoniłam.
- Nie kłaniaj mi się.- Ren się roześmiał.- To ja powinienem kłaniać się księżniczce, a nie księżniczka mi.
Mimo, że użył określenie "księżniczka" jego głos nie był drwiący, tylko ciepły.
- Um, dziękuję.- ledwo powstrzymałam się przed ukłonem w stronę chłopaka.
Poszliśmy wolno w stronę sklepu, do którego zawsze chodziła moja mama, gdy byłyśmy na placu zabaw. Po około pięciu minutach zobaczyłam moją rodzicielkę. Była po drugiej stronie ulicy, rozmawiała przez telefon. Ucieszona zawołałam:
- Mamo!
Zaczęłam biec na drugą stronę ulicy.
Kolejne wydarzenia potoczyły się szybko. Rozpędzona ciężarówka wyjechała zza rogu. Pędziła na mnie, a a tego nie widziałam, biegłam do mamy. Ren krzyknął:
- Uważaj!
Odwróciłam się w stronę pojazdu. Gdy był metr ode mnie, coś gwałtownie mnie popchnęło na asfalt. Upadłam, zabrakło mi powietrza w płucach.
Gdy otworzyłam oczy, ciężarówka stała niedaleko. Jakiś mężczyzna- najprawdopodobniej kierowca pojazdu- kłócił się z moją mamą. Przede mną leżał zakrwawiony Ren. Przestraszona podpełzłam do niego. Jego długie do połowy szyi brązowe włosy były posklejane czerwoną cieczą. Oddychał, ale miał zamknięte oczy.
- Mamo!- krzyknęłam w stronę mojej rodzicielki ze łzami w oczach.
Moja mama do mnie podbiegła. Kucnęła przy Renie, po chwili wybrała numer na pogotowie. Kierowca ciężarówki w tym czasie wsiadł do pojazdu i odjechał.
- A to drań.- syknęła moja mama, po chwili rozmawiała z osobą po drugiej stronie słuchawki.
Podpełzłam bliżej do Rena. Złapałam jego dłoń.
- Będzie dobrze...- szeptałam.

- Ren miał ranę na brzuchu. Wyzdrowiał po jakimś czasie, od tamtego czasu się przyjaźnimy.- zakończyłam moją opowieść obejmując ciaśniej nogi.
- Naruhodo...- szepnął Sadataki.- A co z jego kumplami, którzy razem z nim się z ciebie nabijali?- Spytał. (Naruhodo- z jap. rozumiem.)
- Ren im wszystko wytłumaczył.- uśmiechnęłam się lekko.
- Kapuję. Lecę już.- Sadataki dodał patrząc na zegarek.
- Pa, do jutra.- mruknęłam.
Sadataki wstał, odwiązał konia i na niego zacmokał.
- Chodź, Shiro. (z jap.- biały; koń Sadatakiego jest siwy.) Pa!- krzyknął do mnie i odjechał.
- Pa.- odpowiedziałam, choć blondyn już mnie nie słyszał.
Coś mokrego stuknęło mnie w ramię. Odwróciłam głowę, napotkałam twarz Utsukushiego.
- Co tam, koniku?- spytałam głaszcząc go po pysku.
Koń wtulił pysk w moje ramię. Uśmiechnęłam się i nadal go głaskałam. Po jakichś dwóch lub trzech minutach usłyszałam krzyk:
- Katsu-chan!
Odwróciłam wzrok w stronę głosu. Na teren jeziora wbiegła roześmiana Yumi. Za nią powoli szli jej rodzice i chłopak, na oko siedmio-, ośmioletni, który pewnie był jej bratem.
- Ohayou, Yumi-chan!- roześmiałam się.
Utsukushi parsknął, dziewczyna podeszła i go pogłaskała.
- Może chcesz dać mu jabłko, Yumi-chan?- zapytałam.
- Taak, Katsu-chan, proszę!
Uśmiechnięta wyciągnęłam owoc i go pokroiłam na cztery kawałki. Dałam trzy dziewczynce, która jeden po jednym dawała mu na wyciągniętej ręce. Ja mój kawałek zjadłam. Byłam... z lekka głodna.
Po kilku minutach doszło więcej dzieci. Ich rodzice z starszym rodzeństwem lub bez niego siedzieli kawałek od nas. Zaczęłam wozić dzieci na koniu, tak samo jak wczoraj.

Nad jeziorem spędziłam około trzech godzin. W końcu nadszedł czas, kiedy musiałam iść, by zdążyć na zawody chłopaków. Pożegnałam się z dziećmi i odjechałam na koniu.
Jechałam kłusem. Po chwili byłam w stajni. Poprosiłam Kojiego, by odstawił Utsukushiego do boksu. Ten z uśmiechem poprowadził konia w stronę budynku, a ja ruszyłam przez ogród do mojego domu. Po drodze spotkałam Mei i Tsukarashiego. Powiedziałam im tylko "dzień dobry" i szłam dalej. Po prysznicu i przebraniu się w koszulkę na ramiączkach i spodenki do kolan zaplotłam moje blond włosy w warkocza pozostawiając tylko wolną prostą grzywkę, jaką zrobiłam sobie dopiero tydzień temu. Co prawda, nie powinnam mieć blond włosów, tylko brązowe, ale miałam dość niefortunny wypadek... Kiyoko zmówiła się z Ichizo i Keiem, by rozjaśnić mi moje kochane kudły. Rozjaśnili je za bardzo, zamiast jasnego brązu wyszedł blond. Nie pytajcie, jakim cudem dałam im się złapać, nadal tego nie kapuję.
Nałożyłam sobie jeszcze błyszczyk na usta i byłam gotowa. Nie lubię się malować, ale toleruję błyszczyk. Do torebki włożyłam portfel, chusteczki, komórkę oraz słuchawki i opuściłam dom najpierw zakładając moje ukochane żółte trampki, a potem zamykając na klucz frontowe drzwi.
Zaczęłam spacerkiem iść w stronę przystanku autobusowego. Do zawodów miałam jeszcze niecałą godzinę, akurat, żeby dojechać na miejsce. Zaczęłam rozplątywać słuchawki, po czym puściłam na nich muzykę z telefonu. Teraz mogę jechać i na kraniec świata, pomyślałam lekko się uśmiechając pod wpływem piosenki Dish- I Can Hear.

Było już po zawodach. Na pięćdziesięciu ośmiu zawodników Kei uzyskał dwudzieste miejsce, a Ichizo siedemnaste. Jako starsza siostra byłam z nich dumna. Umówiliśmy się, że spotkamy się za pół godziny w pizzeri dwie ulice dalej, by uczcić ich sukces. Wiecie, po zawodach jeszcze chłopaki odstawiają konie itp.
Byłam w drodze do pizzeri. Miałam jeszcze pięć minut na dojście, został mi tylko kawałek.
Gdy weszłam do budynku, Ichizo i Kei już na mnie czekali, mimo, że do końca pół godziny zostało jeszcze kilka minut. Usiadłam przy stoliku. Dostaliśmy menu i zaczęliśmy się przekomarzać o to, co zamówimy do jedzenia. Zawsze tak było, każdy z nas chciał inną pizzę, ale w końcu za każdym razem dochodziliśmy do porozumienia. I tym razem tak było. Po pięciu minutach paplania, co chcemy na pizzy, uzgodniliśmy, że bierzemy zwykłą, czyli z szynką, pieczarkami i serem. Ichizo uparł się, żeby wziąć podwójny ser, więc ja i Kei w końcu się zgodziliśmy. Zawołałam kelnera, który swoją drogą był dość przystojny i podałam mu nasze zamówienie. Chłopak przyjął je z uśmiechem, po czym odszedł w stronę baru. Zaczęłam zastanawiać się, ile może mieć lat. Nie wyglądał na starszego od Rena, ale nie byłam pewna, czy ta pizzeria przyjmuje do pracy niepełnoletnich.
Zaczęliśmy rozmawiać o zawodach. Konkurencja była silna, byłam bardzo dumna z moich braci. Chłopaki mówili z emocjami wypisanymi na twarzach, jak się czuli w konkretnych momentach wyścigu. Nie miałam im tego za złe- ja też zawsze to robiłam.
Po dziesięciu minutach dostaliśmy naszą pizzę i picia. Zaczęliśmy konsumować jedzenie. Było przy tym pełno śmiechu. Raz nawet Ichizo spadł z krzesła.

Co jak co, pomyślałam wracając do domu z nadal uśmianymi chłopakami. Ale będzie mi brakować tego miejsca.

~*~

Fiu, skończyłam, nareszcie!
Jest ok?
Marto, są już Bohaterowie na Gimnazjum Konoha- wywiązałam się z obietnicy :D
Lecę pisać do Ideal by me.
Oyasuminasai!

1 komentarz:

  1. A do Gimnazjum Konoha??? No dobra, rozdział świetny, a że jestem leniwa nic więcej nie powiem/napiszę... A Bohaterów już widziałam xD

    PS: Od teraz jestem Minnou Josei, a nie Marta Anonim ;)

    OdpowiedzUsuń