niedziela, 19 maja 2013

Rozdział czwarty

Rozdział czwarty- kłótnia w McDonaldzie.


Słysząc budzik przekręciłam się na bok i plasnęłam go, by ucichł. Nastała błoga cicha. Wiedziałam jednak, że zaraz muszę wstawać do szkoły. Szczęście, że chodzę na wpół do dziewiątej.
Otworzyłam powoli oczy i je przetarłam. Po chwili wstałam, nadal zaspana. Kołysząc się na boki weszłam do łazienki przylegającej do mojego pokoju. Odkręciłam kurek z zimną wodą i przemyłam nią twarz. Podziałało jak najlepszy energetyk. Umyłam zęby i splotłam włosy w warkocza. Gry wróciłam do pokoju, wzięłam mundurek leżący na fotelu i go założyłam. Przed lustrem poprawiłam białą marynarską bluzkę oraz granatową plisowaną spódnicę do połowy ud. Na szyi pod kołnierzem zawiązałam czerwoną chustę, po czym ją spięłam. Podciągnęłam granatowe podkolanówki. Z krzesła zabrałam torbę, po czym zeszłam na dół. W kuchni przy stole nikogo nie było, a na blacie leżało niebieskie pudełko z kolorowymi kółkami. Zabrałam je i schowałam do torby. W środku pudełka było moje o-bento (coś w stylu drugiego śniadania- dop. autorki). Założyłam szare buty i wyszłam z domu zamykając go na klucz, który wylądował w torbie.
Na dworzec doszłam w piętnaście minut, a do pociągu (w Japonii są wielkie korki, dlatego do szkół najczęściej dojeżdża się pociągiem) zostało mi pięć minut. Podeszłam do lady bufetu słysząc, jak mój brzuch burczy.
- Ohayou.
- Ohayou. Co podać?- zapytała kobieta po drugiej strony lady.
- Poproszę...- Zamyśliłam się.- tosta.
- Oczywiście, za chwilę go dam.
Spojrzałam na wielki zegar wiszący pod sufitem. Do pociągu miałam trzy minuty. Raczej zdążę.
Gdy kobieta dała mi tosta, zapłaciłam, po czym weszłam na peron. Pociąg akurat się zatrzymywał. Szybko do niego wsiadłam i zajęłam miejsce pod oknem. Podgryzając tosta odliczałam w myślach. Jeden, dwa, trzy... 
- Katsumi-chan, daj gryza!- usłyszałam krzyk.
Westchnęłam. Obok mnie usiadł chłopak. Miał na sobie granatowe długie spodnie, białą koszulę z krótkim rękawem, a na ramieniu torbę.
- Cześć, Sachi - odparłam.
- To dasz tego gryza, czy nie?- chłopak roześmiał się.
- Masz całego.- Oddałam mu zjedzoną w połowie kanapkę.
- O, dzięki!
Przyjrzałam się mu. Czoło było zasłonięte przez grzywkę, brązowe włosy sięgały mu do połowy szyi. Jego ciemne, prawie czarne oczy były pełne radości, jak zawsze.
- Dobre było - powiedział po chwili z uśmiechem Sachi.
- Jakby nie było dobre, to bym nie kupiła.- Nadęłam policzki.
- Hai, hai, tylko się nie obrażaj.- Sachi się roześmiał, a ja po chwili mu zawtórowałam.
Po chwili ciszy Kawabuta (nazwisko Sachiego) znów się odezwał:
- I z kim ja będę jeździć do szkoły od września?
Posmutniałam.
- Wiesz, że przeprowadzka według mnie jest złym pomysłem.
- Wiem, ale... - Sachi spojrzał na mnie, a w jego oczach zobaczyłam łzy.- Będę tęsknić.
- Ja też.- Przytuliłam go.
- Arigatou - szepnął mi Sachi do ucha.
- Hę? Za co?- Zdziwiłam się.
- Za to, że się ze mną przyjaźnisz.- powiedział odsuwając się.
- To nic takiego.
- Niby tak, ale dziękuję.- Sachi się uśmiechnął.
- Nie ma za co.- Również się uśmiechnęłam.
Pociąg stanął.
- To nasza stacja - zauważyłam.
- Więc chodź - odparł Sachi, po czym wyszliśmy z pojazdu na peron.
- Ile jeszcze mamy czasy do apelu?- spytałam. (W Japonii przed lekcjami odbywa się półgodzinny apel poranny.)
Sachi spojrzał na zegarek.
- Dziesięć minut.
- To chodź - powiedziałam.
Wyszliśmy poza teren dworca, po czym skierowaliśmy się do szkoły. Patrząc na korki zaczęłam współczuć ludziom.
Do szkoły doszliśmy rozmawiając o tym, co będzie po mojej przeprowadzce, jakie nastąpią zmiany. Najważniejszą zmianą według Sachiego było jednak to, że mnie tu nie będzie. W sumie to się z nim zgadzałam. Smutno będzie rozpoczynać przyjaźnie od nowa, skoro tu przyjaźnię się z ludźmi kilka lat. Z resztą, zmieniać szkołę tylko na dwa semestry według mnie nie jest dobrym pomysłem. (W Japonii są trzy semestry- kwiecień-lipiec, wrzesień-grudzień i styczeń-marzec.)
Doszliśmy do budynku po pięciu minutach. Zmieniliśmy buty, po czym poszliśmy na salę, która- o dziwo- zmieściła uczniów całej szkoły. Do apelu zostały dwie minuty, więc wyrobiliśmy się perfecto!.

- Katsumi, zostań w klasie na chwilę po lekcji.- Usłyszałam nauczyciela.
- Hai, Sanjuro-sensei - odpowiedziałam.
Chwilę później poczułam, że coś się ode mnie odbija. Zdziwiona podniosłam kulkę papieru ją rozwinęłam, gdy nauczyciel pisał coś na tablicy.
Co on może chcieć od ciebie?
Bez trudu rozpoznałam pismo Sadatakiego. Uśmiechnęłam się.
Nie wiem. A co, martwisz się o mnie? - odpisałam.
Gdy upewniłam się, że nauczyciel znów jest odwrócony, rzuciłam kulkę papieru do Sadatakiego, który złapał ją w locie. Uśmiechnął się szeroko, po czym rozwinął papier. Po przeczytaniu treści, jaką mu wysłałam, zaczął odpisywać. Z zamyślenia, w którym się znajdowałam patrząc na Sadatakiego wyrwał mnie głos nauczyciela:
- Katsumi, rozumiem, że zaraz się wyprowadzasz, ale proszę, uważaj na lekcji.
Otrząsnęłam się i odpowiedziałam:
- Gomen, sensei.
Nauczyciel powrócił do tłumaczenia materiału, a na mojej ławce wylądowała kartka. Szybko ją rozwinęłam.
No nie wiem. Może? Trzymaj się, bo za dwie minuty dzwonek.
Może? Zarumieniona zgniotłam papier, po czym wstałam i wyrzuciłam go do kosza. Wróciłam na miejsce i właśnie zadzwonił dzwonek. Wszyscy szybko się zaczęli pakować, ja ciut wolniej. Podszedł do mnie Sachi.
- Poczekam przed salą, to razem wrócimy - powiedział.
- Okej - odpowiedziałam.
Sachi wyszedł, a ja już spakowana podeszłam do biurka nauczyciela.
Gdy wszyscy opuścili salę, mój wychowawca się odezwał.
- Katsumi... chcę, żebyś jedno wiedziała.
- Tak?
- Wszyscy będą za tobą tęsknić.- Mój nauczyciel się uśmiechnął.
- Mam taką nadzieję.
- Naprawdę, szkoda, że odchodzisz. Taniko chyba się załamie.- nauczyciel się roześmiał.
- E tam, Taniko-sensei znajdzie sobie nową ulubienicę - odpowiedziałam.- Z resztą i tak to mój ostatni rok.
Nauczyciel wstał.
- Będziemy tęsknić.- Położył mi dłoń na ramieniu.
- Ja też, sensei - odpowiedziałam z uśmiechem.- Wrócę tu odwiedzić szkołę, jak tylko znajdę czas.
- Mam taką nadzieję.
Rozbrzmiał dzwonek.
- Wybacz, ale muszę iść.
- Ja w sumie też... do widzenia!
Wyszłam z sali i się rozejrzałam. Sachiego nie było. Westchnęłam. Po zmienieniu butów wyszłam przed szkołę. Jak przypuszczałam, szatyn właśnie tam był. Rozmawiał przez telefon. Stał do mnie tyłem, więc przyszła mi ochota a podkradnięcie się. Gdy byłam obok niego, usłyszałam, co mówi.
- Sadataki, do cholery! Jeśli ci na niej zależy, to wreszcie jej to powiedz. Niedługo ją stracisz. Naprawdę tak chcesz to rozegrać? Zawsze mówiłeś, że nie masz odwagi, ale jeśli miałbyś ją stracić, to byś od razu do niej poszedł i jej to powiedział.- Sachi zrobił pauzę, pewnie Sadataki odpowiadał.- Mam ci pomóc? Niby jak? Sam wiesz, co do niej czuję. Gdyby nie nasza przyjaźń, dawno bym już jej to powiedział.- Znowu cisza.- Jak chcesz. I tak niedługo jej tu z nami nie będzie. Cześć.
Szatyn schował telefon mrucząc pod nosem Co za kretyn.
Zapadła cisza.
Złapałam Sachiego za oba ramiona i wrzasnęłam "BUU". Szatyn podskoczył przestraszony i się obejrzał.
- Co to kurde miało być?- spytał.
- Stałeś tyłem i nie czekałeś na mnie pod salą.- Wzruszyłam ramionami, po czym oparłam się o murek.
- Jak długo tu stałaś?- spytał Sachi z niepokojem w głosie.
- Pół minuty?
- Aha. Wracamy?
- Za ile mamy kolejny pociąg?
Sachi spojrzał na zegarek.
- Oł. Pięćdziesiąt minut.
- Cholera - syknęłam.- Mogłeś wracać, ja bym czekała sama. Przez to, że gadałam z senseiem spóźniliśmy się na pociąg.
- Daj spokój, poczekamy razem. Co chciał sensei?
- Mówił, że wszyscy będą za mną tęsknić.
- Szczera prawda.
- Fajnie.
Zapadła cisza, dość niezręczna. Zastanawiałam się, o jakiej dziewczynie rozmawiał Sachi z Sadatakim.
- To... co robimy do przyjazdu pociągu?- spytał szatyn.
- Nie wiem. Chodźmy do McDonalda, robię się głodna.
- Ok. Zaraz looknę, gdzie jest najbliższy.
- Jak?
- Nawigacja w telefonie.- Sachi pomachał aparatem.
- Już się tak nie wywyższaj - burknęłam.
- No już, nie fochaj się.- Szatyn się roześmiał.- Najbliższy Mac jest pół kilometra stąd.
- Więc chodźmy.- Poprawiłam torbę na ramieniu.
- Panie przodem.- Sachi z uśmiechem mnie przepuścił.
Poszliśmy w stronę, którą wskazał szatyn. Rozmowa się nie kleiła. Ba, nawet nie mieliśmy ochoty rozmawiać. Sachi o czymś myślał, a ja rozkminiałam, o kim rozmawiał Sadataki z moim towarzyszem pociągowym.
Do McDonalda doszliśmy po pięciu minutach. Kupiliśmy sobie, co chcieliśmy, po czym usiedliśmy przy jednym ze stołów na dworze. Rozpakowaliśmy nasze jedzenie. Co prawda nie było takie zdrowe jak domowe o-bento (które zniknęło dzisiaj w rekordowym czasie w czasie przerwy na lunch), ale był dobre, a nadmierny tłuszcz sam się spala, kiedy ma się takie aktywne życie.
Ja kupiłam cheeseburgera, frytki, nuggety i colę, a Sachi to samo, tylko, że zamiast cheeseburgera wziął hamburgera.
Wgryzłam się w ciepłą kanapkę z błogim wyrazem twarzy zaczęłam ją gryźć. Normalnie to zaraz byłabym w domu i dostałabym obiad, ale fast food może być. Gdy nie je się od czterech godzin, jest się naprawdę głodnym.
Usłyszałam chichot Sachiego, więc szybko przełknęłam gryza i spytałam:
- O co chodzi?
- Ubrudziłaś się ketchupem.
- Eeee? Gdzie?- Zaczęłam machać głową w poszukiwaniu czegoś, w czym odbiłabym się, żby zobaczyć, gdzie jestem brudna.
- Nie ruszaj się.- Sachi powstrzymywał się od śmiechu.
Odwróciłam głowę w jego stronę. On szybko cyknął mi fotę komórką.
- Ej, usuń to!
- Nie, teraz mam na ciebie haka.
Chuchnęłam w grzywkę naburmuszając się. Sachi znów wybuchł gromkim śmiechem, po czym wziął serwetkę i wytarł mi ketchup, który miałam na policzku.
Zaczęliśmy jeść, również w ciszy, którą przerwał krzyk:
- Hime, co ty tu robisz?
Ren? Co on tu robi?, pomyślałam. Przełknęłam gryz, po czym odwróciłam się do nadchodzącego szatyna.
- Cześć, Ren.- uśmiechnęłam się.
- Hej.
Ren podszedł. Czułam, że Sachi go obserwuje, więc postanowiłam ich sobie przedstawić.
- Ren - powiedziałam.- To Sachi. Sachi, to Ren.
- Cześć, miło mi.- Sachi wystawił rękę.
- Mi również.- Ren uścisnął kończynę. Chyba ciut za mocno, bo na sekundę przez twarz Sachiego przeszedł grymas bólu.- Mogę się przysiąść?- spytał.
- Jasne, siadaj - odpowiedziałam. Bałam się, że Sachi mu odmówi. Może i był raczej typem słodkiego chłopca, ale jeśli za kimś nie przepadał, to zaczynał być oschły i nieprzyjemny. A wydawało mi się, że szatyni nie pałali do siebie sympatią.
Ren usiadł obok mnie i zabrał mi kilka frytek.
- Tak, oczywiście, że możesz, po co pytasz?- sarknęłam.
- Dzięki, wiedziałem, że się zgodzisz - odparł z uśmiechem Ren.
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
- Czemu tu jestem?- Przytaknęłam.- Dzisiaj mam krótko lekcje, więc tu przyjechałem po mangi.- Ren podniósł foliówkę z książeczkami.- A wy?
- Spóźniliśmy się na pociąg.- Zamiast mnie odpowiedział Sachi.
Kiwnęłam potwierdzająco głową.
- Musiałam chwilę zostać, żeby pogadać z senseiem i przez to się spóźniliśmy - dodałam.
- Nieprawda.
- Przecież prawda.
- Nie... nie spóźniliśmy się. Zostały nam wtedy trzy minuty do pociągu, więc o tym nie mówiłem. Nie zdążylibyśmy.
- Fakt. Akurat w poniedziałki musimy się śpieszyć.
- Czyli czekacie tu na pociąg?- upewnił się Ren.
- Mhm. Mamy jeszcze jakieś pół godziny.
- To długo. Ja mam za dwadzieścia minut film w kinie.
- Jaki?
- A ja wiem. Kumpel wybierał i mi nie powiedział.
- Rozumiem.
Zaczęliśmy jeść. Ja oczywiście musiałam połowę porcji oddać Renowi.
- O, muszę iść - powiedział po piętnastu minutach niezręcznej ciszy Ren.
Wstał, zabrał torbę z mangami, po czym dodał:
- Pa! Do zobaczenia.
- Cześć!- odpowiedziałam.
- Nie do zobaczenia - mruknął Sachi. Zmroziłam go wzrokiem, a on wzruszył ramionami. Gdy Ren zniknął nam z oczu, odezwał się jeszcze raz.- Jak dobrze, że już poszedł!- Wyciągnął się.
- Gdyby nie on, nie byłoby mnie tutaj.
- Eh? Nande? Co on takiego zrobił? (Nande- z jap. dlaczego; czemu)
- Uratował mi życie.
Z wrażenia Sachi mało co nie spadł. Złapał się stołu, po czym zapytał:
- Że jak? Ten... gościu uratował ci życie?
- Hai. Sam wtedy mało co nie umarł.
- To... nie możliwe! On?
- Nie znasz go, więc go nie oceniaj!- Wstałam ze złości.
- I co, mam niby dziękować mu na kolanach?- sarknął Sachi.
- Nie wymagam tego od ciebie! Po prostu nie chcę, żebyś go obrażał!
- Zrobię, co będę chciał!- Sachi również stanął. Mierzyliśmy się wzrokiem. Ja patrzyłam do góry, Sachi do dołu. Między nami był tylko stół. Czułam, że ludzie się nam przyglądają.
- Myślałam, że jesteś inny - szepnęłam.
- Nie myśl, bo ci to nie wychodzi - syknął Sachi.
Ze łzami w oczach złapałam torbę i szybko zaczęłam iść poza teren McDonalda.
- Nie, Katsumi! Czekaj!- Słyszałam Sachiego.- Przepraszam!
- Nie przepraszaj, bo ci to nie wychodzi!- krzyknęłam.
Sachi do mnie podbiegł. Złapał mnie za rękę i szarpnięciem odwrócił do siebie.
- Przepraszam - wydukał.
- Daj mi spokój - syknęłam.- Powiedziałeś, co myślisz.
- Nie...
- Tak, Sachi. Daj mi spokój.
Wyszarpnęłam rękę z jego uścisku, po czym odbiegłam. Wsiadłam w tramwaj, który właśnie nadjechał. Dwa lata temu jeździłam nim do szkoły, więc trasa była dla mnie korzystna. Ze łzami w oczach skasowałam bilet, który znalazłam w torbie, po czym usiadłam przy oknie. Miałam dwadzieścia minut, by się wypłakać. Jednak starłam łzy i włączyłam sobie jakąś żywiołową piosenkę na słuchawkach. Miałam ochotę na coś smutnego, ale nie przełączałam. Nie chciałam pogrążyć się w dołku.


Następny dzień rano.
Wczoraj wróciłam do domu z czerwonymi oczami. Sadako od razu pytała się, co się stało, a ja odpowiedziałam wymijająco, że się pokłóciłam. Przy kolacji macocha powiedziała, że nie muszę iść kolejnego dnia do szkoły, jeśli będę się źle czuła. Podziękowałam jej za to.
Tak więc wyłączyłam budzik, żeby odespać weekendowe siedzenie do późna. Gdy się obudziłam, była jedenasta. Zwlokłam się z łóżka i wzięłam prysznic. Niezbyt krótki, bo trwał pół godziny. Powoli ubrana w dresowe krótkie spodenki i rozciągniętą starą koszulkę zeszłam do kuchni. Ku mym niezadowoleniu przy stole siedział mój tata popijając kawę i czytając jakąś gazetę. Wykrzywiłam twarz w nadzwyczajnie naturalnie wyglądający sztuczny uśmiech, po czym weszłam do pomieszczenia.
- Cześć, tato.
- Cześć, skarbie.- Mój ojciec oderwał wzrok od gazety.- Lepiej się już czujesz?- spytał z przesadną troską.
- Trochę.- Otworzyłam lodówkę i zaczęłam szukać czegoś na śniadanie.- Nie powinieneś być w Izumo?- spytałam. Mój tata przeważnie tydzień roboczy spędza w Izumo, by prowadzić firmę, a na weekendy przyjeżdża tu.
- Nie, wróciłem dzisiaj rano. Zrobiłem sobie wolny tydzień.
- Naruhodo.- Wyciągnęłam wczorajsze sushi i zamknęłam nogą lodówkę. Mój tata wykrzywił twarz w grymasie.
- Prosiłem, żebyś tak nie robiła.
- Gomen.
Wstawiłam danie do mikrofalówki. Po chwili już je jadłam. Oczywiście palcami. Nie miałam dzisiaj ochoty na trudzenie się jedzeniem pałeczkami. Twarz taty znów się wykrzywiła.
- Rozumiem, że masz doła - odezwał się.- ale nie mogłabyś normalnie jeść i zamykać drzwi lodówki?
- Nie.- Wzruszyłam ramionami i dokończyłam śniadanie. Wstawiłam talerz do zmywarki, po czym wróciłam do pokoju. Podlałam kwiaty - włączając w to wrzosy, które wykopałam w sobotę - i zatopiłam się w książce. To zawsze pomagało mi się oderwać od natłoku myśli, niekoniecznie pozytywnych.

Po dwóch godzinach usłyszałam początek piosenki EXO-K - MAMA, więc spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Zachłysnęłam się. Dzwonił Sachi. Odebrać, czy nie? Nie! Obraził Rena. Szybko wcisnęłam czerwoną słuchawkę i odsunęłam się jak najdalej od telefonu, jakby miał mnie zaraz ugryźć. Westchnęłam i wróciłam do lektury. Jednak telefon nie dawał spokoju, ciągle słyszałam piosenkę MAMA i ciągle myślałam, czy odebrać.
W końcu wyciszyłam telefon i wróciłam do czytania.

Dopiero wieczorem oderwałam się od książki, którą skończyłam. Zeszłam na dół, skąd dochodziły odgłosy wyścigu motorów. Przed telewizorem siedział Reitsu z kumplami. Mieli obok siebie dwei miski z pop corn'em i kupę puszek coli.
- Cześć - powiedziałam przechodząc obok salonu, by wejść do kuchni.
Każdy z kumpli mojego brata mi odpowiedział, choć mnie to nie obchodziło. Zjadłam szybko kanapki i położyłam się do łóżka. Niby było wcześnie, ale nie miałam na nic dzisiaj ochoty. Zasnęłam w ekspresowym tempie.

~*~

Wróciłam ! :D
Dobra długość? Oby tak. Praktycznie napisałam to w jeden dzień... nieźle, nie ? ;]
W tym tygodniu była już notka na Ideal by me, więc w dzisiaj się nie wyrobię. Dam za tydzień.
Tak więc... do napisania!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz