środa, 10 kwietnia 2013

Rozdział drugi


Rozdział drugi- kajaki.

 

Przed domem czekał na nas Ren. Lekko się zarumieniłam na jego widok. No cóż, w ręku miał torbę, to jest raczej normalne, na nogach miał hawajskie spodnie. Problem w tym, że koszulki nie miał.
- Idziemy?- spytał rozbawiony. Chyba musiałam się zaciąć.
Burknęłam tylko coś pod nosem, wyprzedziłam wszystkich i zaczęłam iść.
- Oi, hime! Czekaj!- krzyknął za mną Ren.

Po piętnastu minutach spacerku pełnego śmiechów i rozmów znaleźliśmy się przy jeziorze. Rozmiarem przypominało mój dom razem z ogrodem. Zeszliśmy niżej na plażę, nikogo nie było. To dobrze, pomyślałam.
- Chodźcie, idziemy się kąpać.- powiedziałam.
- Dobry pomysł, hime.- odpowiedział z uśmiechem. Chyba przypomniało mu się moje zacięcie przed domem na widok jego klaty. No bardzo przepraszam, to nie moja wina, że masz ładną klatę, no! Trzeba było nie ćwiczyć czy co ty tam robiłeś, żeby nabyć mięśni.
- Przestałbyś tak mnie nazywać.- mruknęłam.
- Jak?- spytał.- Hime?
- Tak. Innej ksywki, chwała Bogu, mi nie wymyśliłeś.
- Oczywiście, skoro sobie tak życzysz... hime.
- Matko boska,z tobą gorzej niż z dzieckiem.
- Przynajmniej mam klatę, na której widok się rumienisz, hime.
- Chciałbyś.- lekko zarumieniona udałam, że się obrażam.
- Ja wiem swoje. Chłopaki, teraz!- zdziwiłam się na jego ostatnie słowa.
Po chwili jednak już wiedziałam, o co chodzi. W trakcie rozmowy powoli szliśmy wgłąb jeziora, przez co teraz staliśmy tam, gdzie woda sięgała mi do kolan. Chłopaki, czyli Ichizo i Kei mieli na mnie skoczyć, żebym wylądowała w wodzie. Byłam jeszcze cała w ciuchach. Ichizo i Kei mądrze oddalili się ode mnie na kawałek, kiedy zaczęłam się wynurzać.
- Zaraz was utopię.- powiedziałam.
Wyszłam z wody na ląd i zaczęłam ściągać z siebie ciuchy. Gdy miałam na sobie tylko kostium kąpielowy, biegiem wbiegłam do wody, po drodze przewracając do niej Ichizo.
- Oho, hime wróciła.- zaśmiał się Ren.
Ichizo wstał i razem w trójkę zaczęli mnie otaczać. Chlapałam, ale oni nieprzerwanie zacieśniali krąg.
- Kiyoko!- krzyknęłam.- Pomóż!
- Nie mogę.- usłyszałam jej głos.- Zapłacili mi tysiąc jenów, żebym ci nie pomagała. (100 jenów- 3,60 zł, więc 1000 to 36 zł, w zaokrągleniu 40 zł.)
- Zdrajczyni!
- Zobaczymy, jak będziesz chciała pożyczyć ode mnie kasę.
- Pójdę do Reitsu. Teraz to on jest moim kasodawcą.
- Nie zdzieraj gardła, hime.- usłyszałam rozbawiony głos Rena.
Najwyraźniej dla niego i bliźniaków to było zabawne. Szkoda, że dla mnie nie.
Ichizo pierwszy na mnie skoczył. Szybko się uchyliłam, więc mój brat mnie nie przewrócił.
Drugi był Kei. On zastosował inną taktykę. Przytulił się do mnie i razem ze mną wleciał do wody. Szybko wstałam. Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale przerwał mi Ren, który złapał mnie pod wodą za nogi. Krzyknęłam coś w stylu "AAAAAA" pomieszanym z "AAAAAAA", więc nie wiem, co wyszło. Co jak co, ale się przestraszyłam.
Spod wody wynurzył się roześmiany Ren.
- Przestraszyłaś się, hime?
- Ani trochę.- mruknęłam.
- Taa, ja...
- Dobra, dajcie jej spokój.- odezwała się Kiyoko. Teraz mnie wybawia?
- Jak sobie życzysz.- odpowiedział Ren.
- Ale wiedz, że... - zaczął mówić Ichizo.
- ... jeszcze się policzymy.- dokończył Kei. Mówili głosem a'la terroryści z jakiegoś filmu o napadzie na bank. Szkoda tylko, że raczej było to zabawne, a nie straszne.
- Tak tak, uważajcie, bo się przestraszę.- odpowiedziałam machając lekceważąco ręką.
Wyszłam z wody na brzeg i z torby wyjęłam koc. Położyłam go na piasku i na nim usiadłam, bagaże położyłam sobie obok. Spojrzałam w stronę wody. Tym razem bliźniaki próbowali wrzucić do wody Rena, co raczej im się nie udawało. Do mnie przysiadła się Kiyoko.
- Trochę tak smutno to wszystko zostawiać i się wyprowadzić, co?- spytała.
- Ta.- odpowiedziałam krótko.- Przynajmniej domu nie sprzedają i możemy tu w weekendy i wakacje wracać.
- Racja.
- Ale w Izumo będzie fajnie.- mimowolnie uśmiechnęłam się na nazwę miasta.
- Zobaczymy. Ciekawe, jakie będzie nasze gimnazjum.
- Nazywa się Kagaku*. Oby było fajne, bo wrócę tu w podskokach.
- Fakt.- roześmiałyśmy się.
Spojrzałam na las, który był po drugiej stronie jeziora. Nie był wcale taki "dziki, gęsty, wielki", jak w filmach, więc nikt nie bał się tam chodzić. Ot, taki lasek. Przed nim też była plaża, ale bardziej kamienista, więc rzadko ktoś tam siedzi. Nazywamy ją w naszym rodzeństwie "Rock Hell", co chyba ma znaczyć kamienne piekło. Na piasku siedziało kilka ptaków. Wielkości gołębia, kolorowe. Poznałam je. To były trerony różowoszyje. (klik na obrazek) Ptaki spojrzały się na mnie, po czym odleciały. Westchnęłam. Nie ma to jak przestraszyć ptaki siedząc po drugiej stronie jeziora.
- Hime!- usłyszałam Rena.- Chodź do wody!
- Już!- odkrzyknęłam.- Idziesz?- Spytałam Kiyoko.
- Ta.
Weszłyśmy razem do wody. Ichizo i Kei się ścigali, a Ren na nas czekał.
- Mam propozycję.- powiedział, kiedy do niego podeszłyśmy.
- Hm?- zapytałam.
- Zadzwońcie, żeby przywieźli kajaki, popływamy.- nasza rodzina ma serwis wypożyczania kajaków przy innym jeziorze.
- W sumie, czemu nie.- powiedziałam.- Idę zadzwonić.
Wyszłam z wody i z torby wyciągnęłam mój telefon. Wybrałam numer do domu.
- Posesja państwa Dotto, w czym mogę służyć?- odezwała się w słuchawce Mei.
- Tutaj Katsumi, jestem nad jeziorem. Czy ktoś może przywieźć nam kajaki?
- Witaj panienko, nie wiem, czy twój ojciec pozwoli, może coś się wam stać...- pokojówka bardziej troszczy się o mnie niż moi rodzice, bez jaj!
- Jest z nami Ren, nic nam nie będzie.
- Dobrze. Ile kajaków?
- Hm...- zastanowiłam się.- Dwa dwuosobowe i trzy jedno-.
- Dobrze panienko, kajaki będą za dwadzieścia minut.
- Dziękuję.
Schowałam telefon i wróciłam do wody.
- I jak?- spytał Ren.
- Za dwadzieścia minut.
- Płyniesz dalej?
- Jasne.
Kątem oka zauważyłam, że Kiyoko sędziuje chłopakom w ich zawodach. Razem z Renem zaczęłam płynąć dalej w jezioro, w końcu straciłam grunt pod nogami.
- Hime, już nie stoisz?- spytał się mnie Ren.
- Od jakiejś minuty.
Ren do mnie podpłynął i wdrapałam mu się na barana. Zaczął płynąć dalej.
- Pamiętasz zeszłoroczną rocznicę?- zapytał mnie Ren.
- Tak.- uśmiechnęłam się na wspomnienia.- Poszliśmy do zoo, na zawody konne i wystawę kotów. Czemu pytasz?
- Muszę się upewnić, że dni, które planuje zapadają ci w pamięć.- roześmiał się.
- Teraz to ja powinnam coś wymyśleć na rocznicę.
- Za rok, hime, dobrze?
- Trzymam cię za słowo. Wracajmy już.- dodałam po chwili.- Kajaki jadą.
- Już.- odpowiedział.
Ren zawrócił, ja ciągle siedziałam mu na barana. Po chwili mogłam zejść z jego barków i samej płynąć. W końcu stanęliśmy na plaży. Niedaleko stało czarne auto z przyczepą. Wysiadł z niego Shirai, pracownik mojego taty w wypożyczalni kajaków.
- Cześć.- przywitał się.
- Hej.- powiedział Ren- Pomogę ci.
- Jak chcesz.
Shirai i Ren zaczęli wypakowywać kajaki. Tak, jak prosiłam, były dwa dwuosobowe i trzy jedno. Te pierwsze były czerwono-białe, a drugie niebiesko-białe. Chłopaki położyli kajaki tak, że do połowy były lekko zanurzone, wiosła i -o zgrozo!- kamizelki położyli obok nich.
- Dzięki.- odpowiedział Shirai po skończonej pracy.- Za ile po nie przyjechać?
- Daj nam dwie godziny.- odpowiedziałam.
- Okej, do zobaczenia.
- Cześć.
Shirai wszedł do auta i odjechał. Odwróciłam się do bliźniaków i Kiyoko, którzy nadal się ścigali, chyba nawet nie zauważyli, że przyjechały kajaki.
- Ej, wy głuche demony!- wydarłam się.- Kajaki przyjechały!
No cóż, są ode mnie młodsi, chyba mogę na nich wrzeszczeć, co? Najbardziej zazdroszczę Reitsowi- może drzeć się na całe rodzeństwo, chociaż na Jiro nikt nie wrzeszczy, chcemy mu dać w miarę normalne dzieciństwo.
Bliźniaki i Kiyoko mój wrzask usłyszeli. Przerwali swoją zabawę i podeszli do mnie i Rena.
- Nie musisz się drzeć.- mruknął Ichizo. Udałam, że tego nie słyszałam, nie mam ochoty na kłótnię z bratem.
- Myślę, że na początek każdy powinien przepłynąć się ze mną, albo Renem, bo my umiemy pływać.- powiedziałam.- I załóżcie kamizelki. Wątpię, żebyście pływali przy brzegu, a dalej jest głęboko.
Wiedziałam, że nikt nie będzie się wykłócał. W końcu, jestem tu najstarsza z rodzeństwa, a Renem kieruje rozsądek.
Każdy założył kamizelkę. Ja i Ren wsiedliśmy z wiosłami do dwuosobowych kajaków- każdy do innego. Do mnie przysiadł się Ichizo, a do Rena Kiyoko. Kei popchnął nasze kajaki, wypłynęliśmy.
Chwilę zajęło mi przypomnienie sobie, jak się kieruje kajakiem, ale dałam radę.
- Ichizo.- odezwałam się.- Chwyć wiosło tak, jak ja.- pokazałam mu, zrobił, co mu powiedziałam. Kątem oka zobaczyłam, że Ren tak samo jak ja wszystko wyjaśnia Kiyoko. Na plaży Kei siedział na moim kocyku.- Tak trzeba wiosłować.- pokazałam.- Raz lewo, raz prawo. Jeśli chcesz skręcić w lewo, wiosłujesz po prawej stronie, a jeśli w prawo to z lewej.- pokazałam mu wszystko.- Spróbuj trochę wypłynąć i zakręcić w lewo.
Ichizo pewnie złapał wiosło i wykonał moje polecenie. Dodatkowo wypłynął dalej i zawrócił, teraz płynął w stronę brzegu.
- Dobrze.- uśmiechnęłam się.
Na brzegu był już Ren i Kiyoko.
- I jak, hime?- spytał mnie chłopak.
- Dobrze. Weźmiesz Keia? Chcę już popływać.- poprosiłam go.
- Jasne.- Ren się uśmiechnął.- Kei!- Krzyknął w stronę jednego z bliźniaków.- Chodź!
- Już!
Kei przybiegł do brązowowłosego. Wgramolili się do jednego z kajaków- Ren z tyłu, a bliźniak z przodu. Ichizo ich wypchnął.
- To co, robimy zawody?- spytał mnie i Kiyoko Ichizo.
- Jasne.- uśmiechnęłam się.- Kiyoko sędziuje.
- Jak zwykle ja...- mruknęła nasza siostra.
Wsiedliśmy do jednoosobowych kajaków i wypłynęliśmy w miejsce trochę oddalone od kajaka Rena i Keia.
- Płyniemy odtąd- pokazałam miejsce na jeziorze.- do brzegu. Wygrywa ten, który pierwszy będzie na moim kocu.
- Czyli nie trzeba sędziować, ja też płynę.- powiedziała Kiyoko.
- Jasne. Chłopaki!- krzyknęłam na Rena i Keia.
- O co chodzi, hime?
- Powiecie nam start w zawodach?
- Już płyniemy!
Chłopaki do nas podpłynęli wpadając na mojego kajaka. Zrobiłam typowego face palm'a i się odezwałam:
- Robimy zawody. Powiecie nam start i jesteście wolni.
- Skąd dokąd?- spytał Kei.
- Gdzieś stąd- pokazałam.- na mój kocyk.
- Okej.
Podpłynęliśmy w wcześniej wskazane przeze mnie miejsce. Ja, Ichizo i Kiyoko się ustawiliśmy.
- Start!- krzyknęli Ren i Kei w tym samym czasie.
Kiyoko popłynęła jak strzała. Zdziwiłam się, ona nigdy jakoś nie przejawiała chęci do pływania kajakiem, a teraz taki sprint... A, no tak, poszła na kajak Rena.
Ja też nie byłam zacofana, płynęłam kawałek za nią, potrąciłam niechcący koniec jej kajaka.
- Gomen!- krzyknęłam.
Teraz to ja byłam na przodzie. Ichizo gdzieś zaginął z tyłu, ja i Kiyoko szłyśmy łeb w łeb, w końcu dobiłyśmy do brzegu. Szybo wyskoczyłyśmy z kajaków, ja przy okazji zahaczyłam o coś nogą, więc glebnęłam się prosto twarzą w piasek. Szybko wstałam i po drodze do kocyka wypluwałam wszystkie drobne nasionka z ust. Niestety, Kiyoko była pierwsza na kocu.
- Niezdara z ciebie.- zaśmiała się.
- Jasne.
Usiadłam obok niej, Ichizo biegł właśnie przez piasek do nas.
- Kto pierwszy?- spytał, gdy do nas dobiegł.
- Kiyoko.- odpowiedziałam.
Ren i Kei szli do nas.
- Muszę już iść do domu.- powiedział Ren.- Muszę mamie pomóc z lekami.
Mama Rena była chora od pół roku, mój tata bardzo ją wspiera pod względem finansowym, ja czasami chodzę z Renem i mu pomagam.
- Spoko.- uśmiechnęłam się.- Jeszcze w sobotę do was przyjdę i się zobaczę z twoimi rodzicami, ok?
- Jasne. Zadzwonię wieczorem, pa.
- Cześć.- pożegnało się moje rodzeństwo.
- Ren!- krzyknęłam jeszcze.
- Tak, hime?
- Weź kanapki i rzeczy, które zrobiłam na plażę, swoją porcję. My tyle tego nie zjemy.
- Dobrze. Arigatou, hime.- podałam mu wcześniej wspomniane rzeczy.- Pa!
- Pa!
Ren wziął jeszcze swoją torbę i odszedł.
- Zadzwonię do Shiraia żeby przyjechał po kajaki.- powiedziałam.
- Okej.- powiedział Kei z ustami pełnymi moich kanapek. On, Ichizo i Kiyoko dobrali się do naszego prowiantu.
Westchnęłam. Bycie najstarszym w grupie ma swoje minusy i plusy. Wyciągnęłam telefon i wykręciłam numer bezpośrednio do Shiraia.
- Halo? Katsumi?
- Tak, to ja. Przyjedziesz już po kajaki?
- Będę zaraz. Cześć.
- Pa.- rozłączyłam się i schowałam telefon.- Dalibyście mi też kanapkę.- Burknęłam i usiadłam obok mojego rodzeństwa na kocu.
- Masz.- Ichizo dał mi jedną.
Odchyliłam sreberko i zaczęłam jeść.

Kajaki były już spakowane. Shirai właśnie odjechał. Zaczęłam się ubierać. Po chwili ja i moje rodzeństwo ruszyliśmy w drogę powrotną do domu.
- Wiecie co?- odezwał się Ichizo.
- Hm?- spytała Kiyoko.
- Fajne jest to miejsce.
- Mówisz to tak, jakbyśmy tego nie wiedzieli.- powiedziałam.
- Fakt.- poparł mnie Kei.
Dalszą drogę przeszliśmy w ciszy, co jest bardzo dziwne, bo zawsze, gdy jesteśmy razem to jest głośno.
Weszliśmy do domu, wszyscy magicznie się rozpierzchli do swoich pokojów. Ja odtawiłam w kuchni resztkę naszego prowiantu i weszłam do swojego pokoju. Z szafy wyciągnęłam długie, ale cienkie i luźne spodnie w kolorowe plamy i za duży granatowy T-shirt. Spięłam moje blond włosy w koka, bo na plaży moje uczesanie się zepsuło i paradowałam w zwykłym kucyku. Na szyi zawiązałam białą bandamkę. Gdy zeszłam na dół, założyłam wysokie buty pod kolana, po czym wyszłam z domu ze strony ogrodu i skierowałam się do stajni. Gdy już byłam w środku, zaczęłam wyprowadzać mojego konia z boksu.
- Co tam, Utsukushi**?- spytałam.
Koń w odpowiedzi zarżał.
Wyprowadziłam go przed stajnię. Koń parsknął dwa razy, a ja zabrałam się za jego czyszczenie, po chwili cudem założyłam na niego siodło i je zapięłam. Na głowę włożyłam toczek i prowadząc konia za lejce podeszłam do tarasu, na którym Sadako, moja macocha, wieszała pranie.
- Sadako!- powiedziałam wyrywając ją z letargu, w jakim się znajdowała.
- O, Katsu!- taa, kocham moje imię. Jego zdrobnienie- katsu, czyli wybuch.
- Jadę trochę z Utsukushim.
- Dobrze.- Sadako się uśmiechnęła.- Tylko wróć za trzy godziny, dobrze?
- Spokojnie. Chodź mi jeszcze strzemiona dopasujesz.
Sadako do mnie podeszła. Ja wdrapałam się na konia. Włożyłam stopy w strzemiona, a moja macocha dopasowała mi ich długość.
- Poczekaj przyniosę coś dla konia.- powiedziała.
Czekałam na nią siedząc na koniu, a Utsukushi- chyba z nudów- chciał przygryźć kwiatka.
- Utsu!- zbeształam konia. Tak, zdrobnienie jego imienia też fajnie brzmi.
Koń chyba mnie zrozumiał- o dziwo- bo zaniechał prób zjedzenia kwiatka. Z budynku wyszła Sadako z trzema jabłkami i butelką wody. Podała mi te rzeczy, a ja schowałam je do "juków" przy siodle. Ot, taki gadżet.
- W razie czego mam komórkę.
- Dobrze, jedź.
Zacmokałam na konia-który znowu chciał zjeść kwiatka- i powoli, stepem wyszłam na ulicę przed mój dom. Mieszkamy na przedmieściach miasta, więc dużego ruchu nie ma. Zresztą, to nie jest Tokio, w którym nie odróżnia się dnia od nocy przez światła, tylko Misawa w prefekturze Aomori.
Skręciłam z koniem w lewo- tam były lasy, pola i jeziora. (tak, wiem, że się zrymowało :D - dop. autorki ) Cisza, spokój. Na prawo było miasto.
Oczywiście, koniem pokierowałam nie nad nasze jezioro, a to drugie- uczęszczane przez ludzi, w większości turystów. Nie wiem, czemu, ale to tam najczęściej jeździłam sama konno. Kiedy jeździłam z kimś- najczęściej Ichizo i Keiem- wtedy najczęściej jeździłam na "nasze" jezioro.
Stepem dojechałam do zbiornika wodnego w dziesięć minut. Nie chciałam zmieniać szybkości, nie śpieszyło mi się nigdzie.
Nad jeziorem było około dwudziestu ludzi, a dalej na polu namiotowym kolejne tyle. Nie przeszkadzało mi to. Małe dziewczynki-pięć- zauważyły pierwsze mnie i konia. Od razu zapiszczały i do mnie podbiegły, a ja nie miałam im za złe- rozumiałam ich zachowanie. Sama zawsze piszczałam i skakałam w radości w dzieciństwie, gdy tylko zobaczyłam konia.
Opiekunki i dzieci podeszły do mnie. Pierwsza odezwała się mała dziewczynka w sukience do kolan.
- To twój koń?
- Tak.- uśmiechnęłam się.
- Możemy go pogłaskać?- spytała niepewnie.
- Oczywiście. Utsu- zwróciłam się do konia.- masz nie gryźć.
Dzieci podeszły do konia i powoli każde z nich pogłaskało go po pysku. Utsukushi parsknął, na co dzieci odskoczyły przestraszone. Roześmiałam się.
- Panie mogą odejść.- powiedziałam do dwóch opiekunek.- Nic im nie zrobię.
Jedna z nich kiwnęła głową i odeszły.
- Chcecie nakarmić konia?- spytałam dzieci.
- Taak!- odkrzyknęły zgraną grupą.
Zeszłam z konia i z juków wyjęłam jabłko i składany nóż, który zawsze tam miałam. Pokroiłam jabłko na sześć części. Każdemu dziecku dałam po jednej, jedna została mi.
- Zobaczcie.- powiedziałam do dzieci.
Złapałam konia za lejce i lekko nimi szarpnęłam, Utsukushi miał teraz twarz zwróconą w moją stronę. Wyciągnęłam rękę z jabłkiem. Koń obwąchał owoc, po czym zjadł go lekko muskając moją rękę swoimi wargami. Poklepałam go z uśmiechem go pysku, po czym zwróciłam się do dzieci.
- Widzieliście?- spytałam.
- Tak. Teraz ja!- powiedziała dziewczynka, która odezwała się na początku. Zaimponowała mi, pewnie przewodzi w tej grupie dzieci.
Dziewczynka podeszła z małym lękiem do konia i wyciągnęła rękę. Utsu bez wąchania zabrał jabłko, a dziecko się roześmiało.
- Fajnego ma pani konika!- powiedziała do mnie.
W odpowiedzi tylko się uśmiechnęłam.
Po chwili każde z dzieci podało koniu kawałek jabłka.
- Psze pani.- odezwała się do mnie "przywódczyni" grupy dzieci.- Czy mogę usiąść na koniu?- spytała niepewnie.
Kucnęłam obok niej.
- Nie jestem żadną panią, tylko Katsumi.
- Ja jestem Yumi.
- A więc, Yumi-chan, oczywiście, że możesz.
Wstałam, podniosłam dziewczynkę i posadziłam ją w siodle. Naszedł mnie pomysł.
- Yumi, może poprowadzę konia?
- Tak, Katsu-chan!- odpowiedziała uradowana.
- Dzieci.- powiedziałam do grupki małolatów.- Jeśli ktoś chce się przejechać na koniu, bardzo proszę. Pierwsza jedzie Yumi- chan, ustawcie się w kolejce.
Zauważyłam, że z daleka przypatrywały mi się inne osoby.
- Yumi-chan, chwyć się siodła.
Dziewczynka wykonała moje polecenie, a ja zaczęłam prowadzić Utsu za lejce. Koń nie stawiał oporów.
Przeszłam kilka metrów, po czym zawróciłam. Grupka dzieci szła równo ze mną i Utsu. Ludzie przypatrywali mi się z uśmiechem. Niektórzy z nich mnie znali- w końcu mieszkam tu od urodzenia.
Po Yumi nadeszła kolej na inne dzieci, po pół godziny cała grupka była już po przejażdżce. Trójka dzieci musiała iść, odeszli z niezadowoloną miną. Zawsze przy nich kucałam i mówiłam z uśmiechem:
- Przyjadę tu jutro chwilę po południu. Jeśli chcesz, to przyjdź.

Gdy już wszystkie dzieci się rozeszły, usiadłam zmęczona na ziemi, Utsu był przywiązany niedaleko do ławki i skubał trawę.
- Nie zawsze byłaś taka uśmiechnięta jak dzisiaj.- obok mnie usiadł starsza pani po sześćdziesiątce.
- Ludzie się zmieniają, Ochiyo-san.- odpowiedziałam patrząc ciągle na jezioro. Kawałek obok dzieci bawiły się w wodzie.- Lub zmieniają się ich życia.- dodałam po chwili.
- Czy uważasz, że twoje życie się zmieniło od tamtego czasu?
Spojrzałam w jej jasne oczy.
- Nie wiem, Ochiyo-san.- położyłam się na ziemi i zaczęłam przypatrywać się niebu.- Życie może się nie zmieniło, tylko moje otoczenie.
- To jest dobra odpowiedź.- uśmiechnęła się lekko.
- Teraz moje życie jest jak sielanka.- dodałam po chwili.- Przyjaciel, który uratował mi życie, kochane rodzeństwo. Wszystko tak, jak sobie wtedy wymarzyłam.
- Pamiętam cię, jak byłaś taka mała, ośmiolatka i przychodziłaś tu ze swoim przyjacielem, Renem. Zawsze nieśmiała, chowająca się w cieniu towarzysza. A dziś?- Ochiyo roześmiała się krótko.- Kompletne przeciwieństwo.
- Zmieniłam się.- podsumowałam.
Poczułam wibracje w kieszeni. Wyjęłam telefon i odczytałam SMS'a od Sadako. Wracaj już.
- Ochiyo-san, muszę wracać do domu.
- Oczywiście.- starsza pani się do mnie uśmiechnęła.
- Do widzenia!
Wsiadłam na Utsu i kłusem wróciłam do domu.
Dzień uważam za w pełni udany.

~*~


*Kagaku- wymyślone przeze mnie gimnazjum w Izumo. (z jap. nauka)
**Utsukushi- koń Katsumi. (z jap. piękny)

Mam nadzieję, że długość notki odpowiednia. ;)
Biorę się za pisanie "My dreams are here- mój ideał".
Do napisania!

1 komentarz:

  1. No czeeeeeść… Jashinie, mam coś dzisiaj z głową… Noteczka supereczka^^ Czy już mówiłam, że mam dziś zrypaną psychikę?

    UWAGA! COŚ NORMALNEGO: Czekam na kolejny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń